niedziela, 6 kwietnia 2014

Rozdział 9

(perspektywa Maddie)

Nie mogę już wytrzymać a do końca zostało jeszcze 10 minut. Cholerna biologia! Musze sobie chyba załatwić jakieś korki, bo nie dam rady. Wiem, poproszę Michała! On zawsze był z tego dobry, a poza tym, jest świetnym nauczycielem.

- Dobrze, to zostało nam 10 minut do końca. - stwierdziła nauczycielka, wyrywając mnie z otępienia. - Tak jak siedzicie macie przygotować projekty naukowe, na wylosowane tematy... - dalej już nie słuchałam tak uważnie. Mam bardzo podzielną uwagę, więc wiedziałam o czym nauczycielka mówi, a jednocześnie zauważyłam, że Gwiazdorek dostał SMS-a od: "Kochanie :**" o treści: "Musimy się spotkać na przerwie, tam gdzie zawsze, po to co zawsze. Bądź szybko! To rozkaz!". Gdy to przeczytałam niedobrze mi się zrobiło - to takie OBRZYDLIWE! Fuuuujjjj! Aż mnie przetrzepało. Właściwie nie mam pojęcia po co to przeczytałam, przecież właściwie mogłam się tego spodziewać. Ona od początku wyglądała ździrowato. Ja chyba..., nie ja na pewno jestem wścibska. Muszę wiedzieć o wszystkim, co mi czasem zdecydowanie na dobre nie wychodzi. A najgorszy jest jego ten lubieżny uśmiech, wręcz obleśny. Przynajmniej dla mnie, w tym właśnie momencie tak jest. Wzięłam głęboki wdech oraz powoli wypuściłam powietrze ustami. Skierowałam wzrok przed siebie i udawałam że nic się nie stało, podczas gdy odczuwałam mnóstwo sprzecznych emocji. Gniew, zawstydzenie, żal, zazdrość i dziwne ciepło z powodu jego obecności. Mam tego dość! Dość tych myśli, uczuć! Ledwo się pojawił, a już tak bardzo miesza! Ja nawet go nie znam, nie wiem jaki jest oraz jaki potrafi być. Chce spokoju, chwili odpoczynku, wyłączyć się. Tak wiele się zmienia. Co jak nie dam rady? Jak nie zrealizuje wszystkich moich planów tak jak chce?

- Panno Maddie, proszę losować. - z natłoku myśli wyrwał mnie zniecierpliwiony głos biolożki.

- Słucham? - spojrzałam na nią nieprzytomna.

- Wylosuj nasz temat projektu. - usłyszałam lekko gniewny głos Gwiazdorka. On jest na mnie zły? On? Niby dlaczego?! To ja mam prawo być na niego wściekła! Nie będzie tak miło, nie gdy tak się zachowuje.

- A dlaczego ty tego nie zrobisz? - zapytałam wojowniczo.

- Ponieważ to panie mają pierwszeństwo - prychnął lekceważąco. Na mnie będzie prychał? On nie!

- Właśnie. To dlaczego nie losowałeś? - zapytałam po prostu. Spojrzał na mnie pytająco, z rosnącą irytacją w oczach. - Przecież idealnie się zaliczasz. - posłałam mu słodki fałszywy uśmiech. On już na się coś odezwać, ale wcina mu się nauczycielka, która losowała za nas i w tym momencie podała nam kartkę z tematem.

- Życzę wam owocnej współpracy i tego, by coś z tego wyszło. - powiedziała z lekkim zirytowaniem oraz poszła dalej. Wzięłam tą karteczkę, przeczytałam, a potem wstałam odrzucając ją na ławkę, spakowałam się i wyszłam równo z dzwonkiem. Nie oglądałam się za siebie, szłam prosto, nawet nie wiem gdzie. Musiałam się uspokoić, nie mogłam stracić panowania nad sobą. Wdech, wydech, wdech, wydech. Wpadłam na kogoś:





Po zderzeniu upadłam na podłogę. Oczywiście nie z powodu samej siły zderzenia, ale z powodu mojego braku koordynacji ruchowej. Gdy tracę równowagę, to na pewno coś lub w coś wywinę lecz mimo to jestem osobą sprawną fizycznie, że tak powiem i czasem potrafię sobie w takiej sytuacji poradzić - wtedy to odruch bezwarunkowy. Byłam z początku wściekła, ale gdy zobaczyłam dłoń wyciągniętą w moją stronę oraz spojrzałam w szczere zielone oczy właścicielki, uspokoiłam emocję. Wzięłam głęboki wdech, a następnie podniosłam się z pomocą dziewczyny, z którą się zderzyłam.

- Przepraszam. - powiedziała, a na ustach błąkał jej się lekki uśmiech. Wiedziałam, że jej przeprosiny mimo wszystko są szczere.

- Ja też przepraszam. - odparłam patrząc jej w oczy i posyłając uśmiech, który natychmiast odwzajemniła. Była ode mnie trochę wyższa, miała długie blond włosy oraz była bardzo ładna, wręcz piękna, a do tego jej oczy miały wyrazisty zielony kolor, nie aż tak ja moje jedno (musiałam to powiedzieć), ale robiły wrażenie. Ona pasuje na razie do opisu dziewczyny, w której zakochał się mój najlepszy przyjaciel hmmm...

- Tak w ogóle, to jestem Melanie, Melanie Stuart. - a więc to ona! Ale mam szczęście. -  A ty nowa?

- Nie, Maddie. - odpowiedziałam, a ona zachichotała.

- No tak. - posłała mi ciepły uśmiech, który oczywiście odwzajemniłam. - Wojna na jedzenie?! Brawo dziewczyno! - przybiłam jej piątkę, po czym skromnie wzruszyłam ramionami. - Nie wiem czy widziałaś miny i w ogóle zachowanie pustaków czirliderek, ale po prostu w życiu się tak nie uśmiałam! Mówię ci! - Melanie na wspomnienie tego zaczęła się śmiać. Potem zademonstrowała kilka min i póz typu "o nie, tylko nie w włosy!", "zaskarżę was, jak coś mnie trafi!", "jak mam się chować i myśleć jednocześnie?!". Wychodziło jej to obłędnie, szczególnie, że właśnie miała na strój jednej z nich.





Matti wspominał, że jest czirliderką, ale najwyraźniej się z nimi nie utożsamia i dobrze. Zaczęłam się strasznie śmiać, a potem i Melanie się do mnie dołączyła. Ludzie postanowili zignorować dwie śmiejące się na środku korytarza dziewki. A mnie aż poleciały z oczu łzy. Chyba teraz powinnam zacząć się martwić, że się rozmazałam, prawda? Tylko tyle, że mam to gdzieś. Zresztą mam na nosie okulary. Gdy troszeczkę się uspokoiłyśmy, to znów przybiłyśmy sobie piątkę.

- Ughr... Muszę niestety nosić ten strój. - stwierdziła Mel. - Pewnie już wyglądam w nim głupiej.

- Nie, no co ty! - zaprzeczyłam. - Musiałabyś robić coś takiego. - zaczęłam przeżuwać w taki sposób, jakbym jadła mordoklejkę oraz nakręcałam sobie pasmo włosów na palec, a ona zachichotała. - To chyba jedyne czynności, które potrafią wykonywać jednocześnie. - dodałam, a Melanie się roześmiała. - Miło mi cię poznać! - dodałam i chciałam ją przytulić, ale zostałam odepchnięta przez jakiegoś dryblasa oraz standardowo o mal nie straciłam równowagi oraz fartem się nie wywróciłam. Dryblas przerwał Melanie w pół zdania (bo jak mi się zdaję, to chciała powiedzieć, że również jej miło mnie poznać) całując ją. Przewróciła oczami i usłyszałam obok mnie chichot, a potem moje oczy zostały przysłonięte ręką, a usłyszałam zdanie: "Uwielbiam gdy wywracasz oczami". W sumie to wiedziałam, że to Matti już po dźwięku jego śmiechu.

- Dlaczego zasłaniasz mi oczy? - spytałam go cicho i lekko odsłoniłam jego palce. Był wpatrzony w całującą się parę. O matko! Moje biedactwo! Pączuszku, ty cierpisz... Zabolało mnie to równie mocno, bo to ja była bym zakochana w Melanie... oczywiście jeśli była bym chłopakiem.

- Widok nie dla dzieci. - odpowiedział mi mój przyjaciel ponownie przysłaniając mi oczy.

- To dlaczego ty patrzysz? - zapytałam wspinając się na palce (wspominałam, że on w chuj wysoki?) oraz również uniemożliwiłam mu patrzenie. Czułam, że zamknął oczy. Boziu, mam chęć mordu na tyn dryblasie, praktykującym w tym momencie pieprzony francuski pocałunek, a jednocześnie mam ochotę wyprzytulać mojego przyjaciela i w jakiś sposób sprawić by nie był smutny. Witajcie ponownie sprzeczne emocje! Tak bardzo za wami NIE tęskniłam! Błagam odpierdolcie się choć przez godzinę! A tak całkiem z innej beczki to długa coś ta przerwa.

- Dzwonek się popsuł. - szepnął Matti, jakby czytając mi w myślach. Podejrzanie podkreślił "się".

- Sam? - zapytałam podejrzliwie. - Czy może ktoś mu trochę "pomógł"? - dodałam z uśmiechem.

- No pomógł, ale nie ja. - chyba czując moją zdziwioną minę przez rękę (jakkolwiek to brzmi) wyjaśnił - Louis Tomlinson. - teraz na pewno poczuł najpierw uśmiech, a następnie to, że zamienił się w grymas. Zdjął mi rękę z twarzy by spojrzeć mi w oczy, a ja zrobiłam to samo. Tyle tylko, że rozproszyło nas mlasknięcie. Nie no, tego już za dużo! Zdecydowanie podeszłam do całującej się pary, złapałam za ramię tego chłopaka i mocno odepchnęłam go od Melanie, a następnie popchnęłam na szafki. Zrobiło się trochę ciszej na korytarzu, a kątem oka zauważyłam Kamilę stojącą z zespolikem. Miała minę, jakby się tego spodziewała, nic nadzwyczajnego. Nie dziwię jej się. Dryblas patrzył na mnie zaskoczony, a jednocześnie wściekły. Podejrzewam, że wkurzył go fakt, że go "przestawiłam", a zdziwiło to, z jaką łatwością to zrobiłam. Może i wyglądam jak chucherko, ale pozory mylą.

- Masz jakiś problem?

- Nie no co ty! Lubię sobie tak poodpychać dla przyjemności ludzi. Takie mam hobby, wiesz? - powiedziałam sarkastycznie.

- Czyli masz jakiś problem. - teraz to już stwierdził.

Odwróciłam się do Mattiego i spytałam:

- On chyba nie jest zbyt bystry, prawda? - mój przyjaciel pokiwał głową, a ja zrobiłam minę mówiącą, że rozumiem jego sytuację.

- O co ci chodzi kobieto? - zapytał teraz już zły i zbliżył się do mnie.

Spojrzałam mu prosto oraz wręcz bezczelnie w oczy. Potem wbiłam paznokieć w jego pierś, cofając go.

- Masz zachować co najmniej taką odległość - to po pierwsze. Po drugie - to rozmawiałam, a ty mi przeszkodziłeś. - początek mojej wypowiedzi był zdecydowanym rozkazem, a dalsza część raczej spokojne przypomnienie, lecz w moim głosie można było usłyszeć groźną nutkę.

- A ja coś robiłem. - wyszczerzył się obleśnie szczerzyć, a ja musiałam w sobie zwalczyć ogromną chęć przypierdolenia mu, w celu ściągnięcia mu z twarzy tej miny.

- No to ci przerwałam. - stwierdziłam. - Koleś, po prostu daj spokój i sobie pójdź.

- Nie. - w momencie jak to powiedział zrobiłam minę do Melanie typu: "No na serio? On?!" a ona w odpowiedzi tylko wzruszyła ramiona. Ciekawe...

- Jak ona ma na imię? - spytałam przygłupa ni z tego ni z owego. Przypomniało mi się jak mój przyjaciel wspomniał, że chłopak Melanie nawet chyba nie zna jej imienia.

- Yyyyyyyyy... no Kotek. - podrapał się pogłowie.

- Nie kurwa, nie - mruknęła po polsku załamana. Ujrzałam jeszcze minę "jego dziewczyny" i zrobiło mi się przykro, ale ona natychmiast z zranionego zmieniła wyraz twarzy na wkurzony.

- Ona ma na imię Melanie. - powiedział donośnie Mateusz, a jej imię bosko zaakcentował!

- No i na co się chłopie odzywasz? - warknął dryblas. Natomiast Mel z twardą miną zwróciła się do niego.

- Kiedy mam urodziny? Mój ulubiony kolor? Czego nienawidzę jeść? Mam rodzeństwo? Mój ulubiony przedmiot w szkole? - po każdym pytaniu odpowiedziała jej cisza. Natomiast Matti, do którego podeszłam, wyszeptał mi dokładnie każdą informację szczegółowo.
~ 31 sierpnia 1995 w szpitalu św. Jana w Londynie o godzinie 6.32.,
~ czerwony i szary - oba lubi tak samo,
~ mięsa, jest wegetarianką, ale nie przeszkadza jej gdy ktoś inny nie jest i je przy niej mięso,
~ Ma młodszego brata Miguela i siostrę Marie (jej tata lubi imiona na "m"). To 10 letnie bliźniaki.
~ Angielski i zajęcia teatralne.
Wow! Po prostu wow!

- Skąd ty to wszystko wiesz? - zapytałam.

- Po prostu jej słucham. - Matti uśmiechnął się delikatnie, ale nie odrywał wzroku od Melanie.

- No co ty Kotek, nie bądź głupia! - odezwał się przygłup i chciał się do niej jakoś zbliżyć.

- Zrywam z tobą. - odpowiedziała mu, odsuwając się od niego.

- Kpisz sobie?! - zapytał wściekły. Podszedł do niej, po to by złapać za jej ramię. Po jej lekkim grymasie stwierdziłam, że zadał jej tym ból. W tym momencie Matti podszedł do tego idioty i odepchnął go od Mel z taką siłą, że ten mocno odbił się od szafek. Trochę go to oszołomiło. Mój przyjaciel chciał się go dalej atakować, ale w porę zareagowałam stając przed nim, by potem odwróć go w stronę Melanie. Wpadł na nią i przytulił. Boziu, jaki słodziak! Zaraz zaraz, coś było jeszcze nie tak... Rozejrzałam się, a już wiem!

- No i na co tak wytrzeszczacie gały? Proszę się zająć swoim życiem. No już już! - powiedziałam lekko podniesionym głosem rozglądając się dookoła oraz machając przy okazji rękami. Wszyscy zaczęli rozmawiać sobie i tak dalej. Ja natomiast podeszłam do tulących się słodziaków. Melanie, gdy to zauważyła, delikatne odkleiła się od mojego przyjaciela.

- Mnie też miło cię poznać. - posłała mi uśmiech, który entuzjastycznie odwzajemniłam, by następnie mocno ją do siebie przyciągnąć przytulając. Dziewczyna była z początku była zaskoczona, ale szybko odwzajemniła uścisk. Gdy później odsunęłyśmy się od siebie patrząc w oczy, zachichotałyśmy.

Wszystko było dobrze, tak normalnie. Zdecydowanie zbyt normalnie... Tak więc w tym momencie Tomlinson przebiegł przez korytarz, bez koszulki, ze śrubokrętem w dłoni, śmiejący się w niebo głosy. Żeby było ciekawiej za nim biegł pan woźny, z którego ciekła woda. Oderwałam się od Mel i z rozbawieniem oglądałam ten pościg. W pewnym momencie Gwiazdorek najwyraźniej zmęczony zabawą w kotka i myszkę z panem woźnym schował się za mnie! Że co proszę?! Dlaczego za mnie?! Jeszcze wręczył mi śrubokręt w dłoń. Bardzo nie mądre posunięcie. Dał broń wkurzonej dziewczynie. Pogratulować Tomlinson pierdolonego intelektu, a raczej jego poważnego braku! Pan Wielka Gwiazda złapał za moje ramiona, bym się nie ruszała. Przy dotyku jego palców moje ciało przeszły przyjemnie dreszcze. To nie fair, że on tak na mnie działa. Założę się, że jego to nie obeszło, bo przecież na co dzień dotyka i przytula mnóstwo fanek, które go wielbią. Pewnie ze mną ma podobnie, ale nawet nie wiem czy mnie lubi, a zresztą co mnie to. To lepiej!

- Proszę państwa do mojego gabinetu. - z zamyślenia wyrwał mnie głos dyrektora. Dobra, ale dlaczego on mówi to też do mnie? Nagle mnie oświeciło i spojrzałam na śrubokręt w mojej dłoni, następnie skierowałam wkurzone spojrzenie na Tomlinsona. Zacisnęły mi się automatycznie palce na tym narzędziu zbrodni. Jednak Kamila nagle wyrwała mi je posyłając znaczące spojrzenie, po czym przekazała ten pierdolony śrubokręt dyrektorowi. Wzięłam głęboki wdech i wypuściłam powietrze. Muszę dziś umówić się z Michałem. Lecz w tym momencie muszę iść za dyrektorem wraz z Gwiazdorkiem. "Myśl o warsztacie, o tym, że już w piątek zobaczysz swoje Kochanie, o tym, że spędzicie razem dużo czasu" - nakazywałam sobie, co spowodowało, że na moje usta wkradł się uśmiech. Pogrążyłam się w rozmyślaniach, tak bardzo przyjemnych. A także kontem oka widziałam Gwiazdorka bez koszulki, co przyprawiło mnie o szybsze bicie serca oraz mimo wolne przygryzanie wargi. Gdy zdałam sobie z tego sprawę, przewróciłam oczami próbowałam się opanować, jednak na marne.

                                                             (perspektywa Louisa)

Tak więc może zacznę od początku. Byłem wkurzony i smutny więc musiałem coś odpierdolić. Zakradłem się do sekretariatu, po majstrowałem przy dzwonku, tak że się wyłączył, ale pan Bell - woźny mnie zobaczył więc zacząłem uciekać, potem wylałem na niego wiadro wody, a on mnie potraktował swoim szlałfem więc ściągnąłem koszulkę. Uciekłem na korytarz i tam patrzę a Maddie się śmieje z jakąś dziewczyną. Tak słodko wyglądała! Tfu, wypluj... No gdy zobaczyłem, że zwróciła na mnie uwagę, zacząłem się wygłupiać jeszcze bardziej. W końcu znudziło mi się drażnienie pana Bella, więc schowałem się za niebieskowłosą. Specjalnie wsunąłem jej śrubokręt w dłoń, by móc musnąć jej skórę. Zaciągnąłem się jej cytrusowym zapachem włosów oraz cudownymi perfumami. Nie mogłem się powstrzymać przed dotknięciem jej idealnych ramion. Przy tym dotyku poczułem przyjemnie ciepłe dreszcze. Przecież to nic nie znaczy, prawda? To normalne.

Dziś wyglądała wyjątkowo pięknie. Ten jej akcent i okulary... Kurde blade w marmoladę... nie to nie tak było... Kurka wodna łódź podwodna... nie ty też nie to... A mniejsza.

Nawet gdy poczułem na sobie jej mordercze spojrzenie, po tym jak dyrektor nas do siebie zawołał, nie moglem powstrzymać szerokiego uśmiechu. Patrząc w jej oczy czy ja poczułem... nie na pewno mi się zdawało. Słodko zmarszczyła nosek, po czym poszliśmy za dyrektorem. Jej wzrok był nieobecny i była pogrążona w swoich myślach, stawiam, że jakiś szczęśliwych. To promieniało z niej. Kurwa mać...

Muszę się znów stać wrednym Tomlinsonem. Nie będzie mnie tu dziewczyna zawracać w głowie!

                                                     (perspektywa dyrektora Evans)

Znaleźliśmy się w moim gabinecie, po czym zasiadłem w moim fotelu. Taki jest wygodny, to był dobry wydatek. No na pewno lepszy niż jedzenie dla tej chordy dzikich zwierząt, to jest uczniów. Zresztą ono i tak ląduje na suficie, podłodze i... WSZĘDZIE. Na szczęście Maddie posprzątała. Przyznaje szczerze, że ta dziewczyna od razu wzbudziła moją sympatię. Zresztą jako pełno prawny Direkctioner postanowiłem shippować ją i Louisa. Przecież to od razu widać, że są dla siebie stworzeni! Heloł, to przecież oczywiste! Ta cała Sue Jackson pasuje do niego jak Harry do prostownicy! Nie wypowiem się dogłębniej na jej temat, bo jako dyrektorowi mi nie wolno, głupie zasady... Lecz na moim prywatnym koncie na TT wolno mi wszystko! Jest moc!

Chyba za dużo czasu spędzam z córką i z bratanicą... Trudno, przecież One Direction Infection jest nieuleczalna! Oczywiście oprócz na chwilę obecną Zayna Malika. Jego to normalnie nie strawie i tak! MAM SWOJE POWODY! Pomijając, chyba muszę się ogarnąć, bo moi uczniowie (ONE DIRECTION UCZY SIĘ W MOJEJ SZKOLE!!!!!!! AAAAAAAAA!) patrzą na mnie wyczekująco. Tak słodko wyglądają razem patrząc na siebie ukradkiem, aż mam ochotę zrobić im zdjęcie i tweetnąć: "Cudest Couple Ever! xoxo" (tak apropo to moja nazwa to @BoyDirectioner, możecie mnie follownąć ;)). No szkoda, że nie jestem nastolatką... Pomijając, mam ochotę zabawić się w swata. I tak zrobię. Błahahahaha!

Hmmm... Muszę ich jakoś ukarać. Oczywiście zdaje sobie sprawę z tego, że wyłączenie dzwonków to tylko i wyłącznie sprawka pana Tomlinsona, ale co byłby ze mnie za fan, gdybym przepuścił taką szansę na wtrącenie się w jego życie osobiste! Tak więc dam im taką karę, by spędzili ze sobą dużo czasu, sam na sam i najlepiej w małym pomieszczeniu... Już wiem!

- A więc tak - powiedziałem do moich słodziaków i złożyłem palce, opierając na nich głowę a łokcie podparłem o blat biurka. - Postanowiłem, że w ramach kary...

- Tylko tyle, że ja nie zrobiłam nic, co mogłoby wymagać ukarania. - odezwała się spokojnie Maddie, tym samym mi przerywając.

                                                           (perspektywa Maddie)

Jestem tu już drugi raz i ponownie z tym samym osobnikiem. I jeszcze się odezwał!

- Tak samo jak ja oczywiście - stwierdził Louis. Następnie tak jakby starał się jakoś zaprezentować dziewczynę zaczął koło niej skakać i wymachiwać rękami. - Maddie, to uroczone niewiniątko! Typowa grzeczna dziewczyna, kłopoty się jej nie trzymają. - mówił sarkastycznie, a na jego twarzy widniał pogardliwy uśmieszek. Nie Magda nie możesz zmasakrować mu tej buźki, potem tak mu nakopać do dupy, że obaczy swoje wnętrzności powywieszane po całym gabinecie. To ta łagodniejsza wersja, żeby nie było.

- W sumie to do ciebie pasuje - dodał, a we mnie się zagotowało.

- Do ciebie bardziej. - uśmiechnęłam się słodko, ale fałszywie. - Choć, ty doskonale zgrywasz zbuntowaną gwiazdeczkę, która udaje, że ma coś do powiedzenia.

- Ty nawet nie potrafisz tego udać. - syczy.

- O czyli się przyznajesz? Ja ja nie. Jeśli chcesz to mogę ci powiedzieć wszystko, co o tobie myślę, ale wątpię czy twoje delikatne uszka, przyzwyczajone do słuchania pochwał ludzi liżących ci dupę.

- Spokój - zagrzmiał dyrektor. - Będziecie przez trzy następne soboty kwietnia o godzinie 15 przychodzić sprzątać dokumenty w piwnicy. Macie odpracować po trzy i pół godziny. Przypilnuje was pan Bell. - patrzę na niego zdziwiona, a Louis wywraca oczami. Wywracaj sobie, bo jak ci je wydłubie, to już nie będziesz miał czym wywracać. - Pan woźny - dopowiada dyrektor.

- Trzy soboty z tym tutaj?! - unoszę lekko głos.

- Przecież to... - tu zatrzymuje się na chwilę, jakby coś liczył, a ja parskam śmiechem na co on posyła mi gniewne spojrzenie i dokańcza. - TYLE GODZIN!

- 10 i pół godziny geniuszu. - teraz to ja wywróciłam moimi ogromnymi oczami.

- To moja ostateczna decyzja, jeśli się nie zjawicie lub nie wypełnicie obowiązków, zostaniecie zawieszeni.

- To nie sprawiedliwe! - stwierdził Louis. - Nie mam teraz czasu!

- Wie pan dyrektor, gwiazda takiego formatu, nie może ubrudzić sobie przecież rączek. Są zbyt delikatne. - z udawanym przejęciem powiedziałam, a pan Evans próbował powstrzymać uśmiech.

- Idźcie już na lekcje. - po jego głowach podeszłam do drzwi i je otworzyłam szeroko przed Louisem.

- Panie i rozkapryszone gwiazdeczki pierwsze. Ty zaliczasz się do obu kategorii, więc zapraszam. - Gwiazdorek posłał mi gniewne spojrzenie i stał dalej się nie ruszając. - Och rozumiem! Mam iść pierwsza by sprawdzić, czy nie ma zamachów na twoje niewątpliwie bezcenne życie? Och przepraszam bardzo. - udałam to jak bardzo mi przykro i wyszłam pierwsza bardzo ostrożnie. Po chwili wydarłam się przeraźliwie oraz osunęłam na podłogę. Tomlinson krzyknął "Mad!" i zaraz był przy mnie. Jak on mnie nazwał? Mad... podoba mi się! On przyklęknął przy mnie, a ja otworzyłam oczy i spojrzałam w jego. Czaił się w nich strach?

- Żart? - powiedziałam lekko rozbawiona wzruszając ramionami. A on natychmiast mnie puścił, przez co uderzyłam o podłogę i sobie poszedł. Podniosłam się z podłogi mrucząc pod nosem po polsku: "Co za pierdolony rozpuszczony cham z dennie idealną grzywką w chyba za ciasnych spodniach, które tak mu spinają dupę, którą na lepszą od mojej, że nie potrafi wyluzować oraz przez tak samo plastikową dupę swojej dziwki pewnie stracił poczucie humoru". Podążałam za tym jego tyłkiem, bo przecież nie za tym jebanym Gwiazdorzyną. Ten człowiek tak cholernie mnie wkurwia! Wyjęłam telefon i wybrałam numer Mateusza. Jeden sygnał, drugi, trzeci, czwarty:

- No w końcu odebrałeś! - krzyknęłam do słuchawki po polsku, a mój braciszek mruknął: "aha" i się rozłączył. No co to za... nie będę go wyzywać. Rodziny się nie wyzywa pod żadnym pozorem, no chyba, że pieszczotliwie. Poczułam na sobie zdziwiony wzrok Louisa, ale go zignorowałam... przez 5 sekund. Potem nie mogłam tego znieść, więc najpierw chcąc otworzyć drzwi w nie wypierdoliłam, potem otworzyłam i weszłam do ciemnego pomieszczenia. Szukając zapalnika światła, coś przewróciłam. Jednocześnie oczywiście wybierałam numer Michasia oraz z moich ust wypływała wiązanka, której nie powstydził by się żaden szanujący się mechanik. W końcu po tym jak się tłukłam się w tym w chuj małym pomieszczonku, znalazłam ten idiotyczny wyłącznik czy tam włącznik. Ołłł narobiłam trochę bajzlu... to nic, posprzątam później.

- Wiesz tak słucham cię przez chwilę i normalnie jestem dumny. - usłyszałam w słuchawce i tak mnie to zaskoczyło oraz przestraszyło (chociaż cały czas przyciskałam ją do ucha), że potknęłam się o jakiś detergent i upadłam na podłogę. Jak to miło, że ona zawsze mnie łapie. Jestem z nią w bardzo dobrych kontaktach. Dużo czasu spędzamy razem codziennie. Jest kochana i zawsze jest.




- Upadłaś?

- Nie. - postanowiłam pozostać na podłodze. Z mojej perspektywy nie opłaca mi się już wstawać.

- Przytulasz podłogę?

- Tak!

- Pozdrów ją ode mnie.

- Już się robi. Podłogo - zwróciłam się do podłogi. - Mój brat Cię pozdrawia.

- I dziękuję, że tak dbasz o moją siostrzyczkę - wydziera się Michał.

- Podłoga dziękuje i mówi, że to czysta przyjemność. - uśmiecham się szeroko. A i żeby nie było rozmawiamy po polsku.

- Ta ta już tak sobie nie pochlebiaj. Dobrze wiadomo, że jesteś KOŚCIOTRUPKIEM KRASNOLUDKIEM! - mówi tak papuśnie (aut. nie pytajcie)

- A chcesz być mięśniakiem, którego pobiła młodsza siostra? - pytam w taki sam papuśny sposób.

- Uważaj, bo ci się tu uda... dobra nie, ja już w ciebie nie wątpię, bo to zawsze się źle kończy.

- Hahahaha ja też Cię kocham. - w słuchawce usłyszałam jego śmiech miesza się z moim. Od razu mi lepiej, spokojniej. Już nie jestem tak zdenerwowana. - Mam do ciebie wielką prośbę. Czy mogłabym dziś wieczorem potrenować z tobą? Najlepiej intensywnie i długo, ale nie za bardzo mam czas, bo pracuje w warsztacie. Napisz mi kiedy będziesz miał późnym popołudniem chwilę, wyślij smsa, będę.

- Dobra, ale co się stało? - zapytał z lekkim niepokojem w głosie. Zna mnie dobrze i potrafi wyczuć, czy coś jest nie do końca takie jak powinno, nawet przez telefon.

- Tak, znaczy nie... grrrr... - nie wiem dlaczego, ale w tym momencie nie potrafiłam mu wytłumaczyć dlaczego muszę się wyżyć. Nie wiem dlaczego tak się denerwuje tym jednym człowiekiem. On jest jakąś pieprzoną zagadką i za chuj nie wiem na czym stoję. Powinna panować nad sobą, bo... po prostu muszę i tyle.

- Rozumiem. Wyjdzie w praniu. Dam Ci znać. Spierdzielaj na lekcje i kończ te romantyczne podłogowe scenki. - oboje się śmiejemy. - Trzymaj się Skrzacie. - "Skrzacie" powiedział w taki ciepło i przyjemnie, że nie sposób się było jakkolwiek obrazić. Zresztą i tak nie miałam zamiaru. Nie jestem fochaczem.

- Ty też Misiu. - mówię i się rozłączam. Przypomina mi taką maskotkę, którą się tuli a ona zawsze nas ochroni. A poza tym to mój brat.

Schowałam Sticha (telefon) do plecaka. Coś mnie podkusiło by wyciągnąć błyszczyk i przejechać nim po moich wargach. Przecież to nie zaszkodzi, prawda? Następnie znów schowałam wszytko tam skąd wzięłam. Leżałam tak, że moje nogi były skierowane w ścianę, która była na przeciwko drzwi, moja głowa prawie się o nie opiera. Już miałam się podnosić, gdy ktoś otworzył drzwi. Gdy spojrzał w dół, nasze oczy się spotkały. Znów zobaczyłam te louisowate paczadła, ale teraz w żadnym razie nie byłabym w stanie oderwać od nich wzroku. One są uzależniające, przynajmniej dla mnie. Kryło się w nich rozbawienie, a na ustach znajdował się najpiękniejszy uśmiech jaki w życiu widziałam. Przed chwilą mogłabym się na niego rzucić w mało pokojowych celach. A teraz? Teraz mam ochotę go przytulić i pocał... pomińmy. Chodzi o to, że nie miałam ochoty zrobić mu krzywdy. Oczywiście od razu odwzajemniłam uśmiech. Trwaliśmy tak nie wiem ile, ale to było dla mnie nie ważne. Liczyła się ta, chwila, ten moment, jego spojrzenia.

- Co wy właściwie robicie? - zapytał pan woźny w nadal wilgotnej koszuli, ale się lekko uśmiechał. Oczywiście oduśmiechnęłam się z podłogi, ale Gwiazdorek zmienił wyraz twarzy na kamienny i zdystansowany. Mimo tego nadal jest przystojny... zaraz zaraz czy ja to powiedziałam. Tak. W myślach? Tak. OKI, JEST DOBRZE! Szybko się podniosłam z podłogi stanęłam obok ponuraka. Przewrócił oczami gdy lekko się zachwiałam. Nosz do kurwy nędzy?! Dlaczego?! On ma bardziej zmienne nastroje niż głodna kobieta w ciąży! Może mu rzucę ogórka kiszonego w nutelli to się uspokoi. Choć tak szczerze to szkoda nuttelli na takie cóś. A propo zjadłabym coś. Automatycznie rozejrzałam się dookoła i zobaczyłam bałagan w schowku.

- Bardzo pana przepraszam, nie chciałam zrobić takiej rozpierduchy, znaczy bajzlu, naczy nieporządku. Zaraz posprzątam! - mówię szybko i już mam ładnie sprzątać, ale potykam się na płynie do ścierania kurzy i ląduje na podłodze mrucząc: "Tak, ja też tęskniłam" jednak natychmiast się zrywam na równe nogi. - Nic mi nie jest! Sytuacja w pełni opanowana! - oznajmiam, ale zaraz znów miało nie zacieśniam więzi z podłogą lecz Louis... tfu wypluć! Gwiazdorzyna mnie łapie. W tym momencie słyszę przyjemny dla ucha, donośny śmiech pana Bella. Woźny podchodzi do mnie, gdy trochę się uspokaja i przestaje trzymać za swój dość pokaźny brzuch, podchodzi do nas... nie wróć... podchodzi do mnie po czym głaszcze mnie po głowie.

- Pocieszna z ciebie istotka. - stwierdza przez śmiech, a następnie wchodzi do schowka, nadal chichocząc odstawia wszystko na swoje miejsca. Ciężarna natomiast stawia mnie na nogi.

- Dziękuje. - mówię do niego i jednocześnie zabieram swój plecak. Otrzepuje się oraz poprawiam.

- Spoko. - burczy pod nosem. Idzie w jakiś kierunku, nawet przez chwilę na mnie nie patrząc. Podejrzewam, że idzie do klasy, więc podążam za nim. Taaaa pasjonujące zajęcie wgapiać się w jego tyłek. Idziemy przez jakieś korytarze, kompletnie nie mam pojęcia gdzie ten idiota zmierza.

- Wiem, że jestem seksowny, ale nie musisz się tak na mnie gapić. - co za popierdolony zarozumiały cham!

- Oczywiście. Jesteś seksowny jak worek ziemniaków. Niezwykle pociągający. - odpowiedziałam z sarkazmem.

- Ty i tak nikogo lepszego byś nie spotkała.

- Naprawdę dziwi mnie to, że niektóre wiatropylne nastolatki dostają samozapłodnienia na widok twojej twarzy. Przecież ty masz płaskostopie ryja!

- Parchata morda.

- Ja mam twarz w odróżnieniu od ciebie. Spierdalaj na drzewo. Jesteś brakującym ogniwem pomiędzy małpą a amebą?

- Dla ciebie nikt nie wymyślił gatunku. Podejrzewam, że dla takich ja ty go po prostu nie ma. Zgiń, przepadnij!

- Co ty? Egzorcysta? Obyś zapadł na choroby, których nauka nie poznała.

- Starzy chcieli cię uśpić aleś przytomnie spierdalała.

- Odpierdol się od moich się od moich rodziców, bo ci z ryja zrobię jesień średniowiecza. Zresztą i tak wtedy mi podziękujesz, bo wszystko będzie lepsze od obecnego stanu. Nawet mi tego prosto w twarz nie potrafisz powiedzieć? Postaram się nie oślepnąć. - w tym momencie odwrócił się w moją stronę z pewnym siebie uśmieszkiem. Ja też zachowałam pozory.

- Jesteś wybrykiem natury z tymi ogromnymi oczami.

- A ty nieudanym żartem Boga, z dalszych zrezygnował.

- Myślisz, że mnie czymkolwiek zdołasz obrazić Karzełku? - powoli zaczął się do mnie zbliżać.

- Nie chce mi się tracić czasu na obniżanie twojej samooceny. Po prostu powiem ci coś. - przystąpiłam o krok do przodu. - Nikt ci pewnie jeszcze tego nie powiedział. Kasa za odpierdzielanie gwiazdorka boysbendziku uderzyła ci do głowy i zachowujesz się jak jakaś rozkapryszona diva, której się okres zbliża. Zdecyduj się jak się będziesz zachowywał, to stracisz przyjaciół.

- Dobra skończ. Co ty o mnie możesz wiedzieć?! Jesteś tylko "pocieszną osóbką" z Polski, która myśli, że coś znaczy, a tak naprawdę jest nikim. - w tym momencie całkowicie zmieniłam moje nastawienie do Louisa. Nie miał prawa. Nie jest wart zachodu. Podły dupek.

(perspektywa Louisa)

Tak naprawdę tak nie myślę. Nie mam pojęcia dlaczego to powiedziałem. Dotknęła mnie swoimi słowami. Tym jak to powiedziała. Jakby nie chciała by tak było, ale to nieuniknione. Miałem ochotę od razu ją przeprosić, jednak uniosłem się dumą.

- Ty nic o mnie nie wiesz, więc nawet nie próbuj mnie oceniać! - krzyknęła, a ton jej głosu był lodowaty. - O niczym nie masz pojęcia, bo nie widzisz dalej niż czubek własnego nosa. Nie jesteś tym Louisem Tomlinsonem, o którym opowiadała mi Kamila - uroczym zabawnym chłopakiem, który kocha śpiewać i korzysta z życia! Jesteś nabzdyczałą gwizdką z ego większym niż Mount Everest oraz głębszym niż Rów Mariański i ze zdzirowatą dziewczyną! - w tym momencie nie wytrzymałem, popchnąłem ją na ścianę. Gdy jej drobne ciało odbiło się od niej, nie panując nad sobą przygwoździłem dziewczynę do tej ściany mocnym uściskiem. Maddie nie pokazała, że ją to zabolało, ale byłem pewny, że tak było.

- Nigdy nie obrażaj mojej dziewczyny. - wysyczałem nienawistnie zaciskając palce na jej ramionach.

- Tak? A co zabronisz mi? - zapytała podobnym tonem co ja, by w następnej chwili odepchnąć mnie skutecznie od siebie. Nigdy nie podejrzewałem, że dziewczyna jej postury może dysponować taką siłą. Ona ciągle mnie zaskakuje. Spojrzałem na nią z pode łba i już chciałem coś odpowiedzieć, ale ona nie dała mi dość do słowa. - Naślesz na mnie swoje oddane faneczki? A może zhejtujesz na jakimś portalu społecznościowym? Już wiem! Pobij mnie. Co nie pasują ci te pomysły? - zapytała sarkastycznie. Z jej głosy sączył się jad. Spojrzałem w jej gniewne, tak piękne oczy. Myślałem nad odpowiedzią i nad tym, czy ona może mieć rację. Zadzwonił dzwonek i z klas wyszli uczniowie. Maddie wyszukała wzrokiem swoją przyjaciółkę, by następnie pójść w jej kierunku. Kamila stała z Niallem, Harrym, Liamem i Zaynem. Ciekawie jak idzie Malikowi, w każdym bądź razie widać, że próbuje. Zobaczymy co z tego wyjdzie.

(perspektywa Kamili)

Po zachowaniu mojej przyjaciółki wyczułam, że coś jest nie tak. Wyciagnęłam z plecaka dużo marchewek i wręczyłam Lenie. Ta posłała mi wdzięczne spojrzenie oraz zaczęła chrupać. Była spięta i zdenerwowana, ale tylko nieliczni, który ją naprawdę znają mogli to zauważyć. To dziwne, że uczucia i inne takie potrafi ukryć zachowaniem, ale jeśli trzeba kogoś okłmać, czy powiedzieć nieprawdę, to jest gorsza niż trzylatek. Po chwili podszedł do nas Louis, Magda chciała sobie pójść.

- Gdzie idziesz? - zapytał jej Niall.

- Tak szczerze to nie mam pojęcia gdzie, więc przed siebie.

- Dlaczego?

- Nie wiem, czy mogę oddychać tym samym powietrzem co Louis William Tomlinson.

- Hahahahahahaha. - niezwykle ambitna odpowiedź Nialla sprawiła, że moja przyjaciółka się uśmiechnęła, ale tylko przez chwilę.

- Co się stało? - zapytał Liam patrząc podejrzliwie na Louisa.

- Dostałem karę i muszę sprzątać coś tam w soboty przez trzy godzinny. Ona też. - dodał po chwili. Lou i "ona" nawet na siebie nie spojrzeli, dziwne. Dziś z nią nie porozmawiam, bo teraz nie będzie chciała, po szkole jedzie z jakąś dziewczyną gdzieś na co bardzo się cieszy, a potem podejrzewam, że pójdzie do warsztatu lub będzie ćwiczyć z Michałem albo to i to. Wyciągnęłam telefon. Chciałam jakoś rozładować, ale gdy weszłam na twittera nie mogłam się powstrzymać.

- Aaaa nie uwierzysz! - krzyknęłam i podeszłam do Leny, skacząc. - Ten wiesz taki chłopak, którego tweety kocham, no wiesz @BoyDirectioner (aut. jeśli ta nazwa wydaje wam się znajoma, wróćcie do perspektywy pana dyrektora :P) napisał, że będzie shippował związek Louddie, czyli twój i Louisa! No nie mogę! Moja przyjaciółka ma fanów innych niż Opętany Macieg! - na końcu ją przytuliłam, a ona zachichotała. Gdy się od niej oderwałam spojrzałam dookoła. Trzeba zobaczyć te miny. Niall się śmiał, Harry ledwo powstrzymywał, Liam uśmiechał szeroko, choć próbował nie, Zayn wyglądał na rozbawionego, ale zachował jeszcze powagę, a Louis mordował wzrokiem i tak dziwnie patrzył. Boże zluzuj spodnie facet.

- Zluzuj spodnie facet. - odezwała się Madzia. Spojrzałam na nią i się uśmiechnęłam. Często mamy tak, że jedna myśli, druga mówi. Zwykle ja myślę, a Magda mówi. Jak ona pięknie dziś wygląda, wspominałam? Tak? To nic. Dużo chłopców się za nią ogląda, nawet w tym momencie. Jednak jej uwaga skupiła się na Tomlinsonie. To nie za dobrze dla niego. On tez raczej nie odpuszcza. To będzie ciekawe.

Nie myliłam się. Nie wiedziałam czy się śmiać, czy trzymać Lenę, by nie zrobiłam mu krzywdy. Robiłam to i to. To ciężki dzień. A Louddie nie zamierza odpuścić. Hahahahahaha... ona mnie zabije.



____________________________________________________________


Z mojej strony przepraszam za wszystkie powtórzenia itp.
Przyznam, że od ostatniego rozdziału dużo się wydarzyło, ale mamy nadzieję że teraz będzie tylko lepiej :) Nie będziemy się tłumaczyć, nikogo błagać czy zmuszać do czytania tego, ale ogromną radość sprawia nam liczba wyświetleń, komentarzy, wszystkiego, bo świadczy o waszej obecności na którą dziękujemy.

Jak zwykle prośba o komentarze :)

Pytania na asku:

http://ask.fm/wariatki125

Ps. Pozwolę tu sobie zaspamować. Wiem, że uwielbiacie Caroline, a także Renatę tak więc one + jeszcze jedna wspaniała osoba prowadzą inne opowiadanie. Mnie osobiście bardzo się podoba. Zajrzyjcie tam, proszę :)

http://sila-marzen-one-direction-ff.blogspot.com/

Pozdrawiamy :*

3 komentarze:

  1. Boże boskie jak zawsze a te teksty mnie rozpierdalają xD Ten dyrektorek to taka fajna osóbka, widać że dziadzio zna się na rzeczy ;) Czekam na następny :**

    OdpowiedzUsuń
  2. Przepraszam za Spam !
    Informuje cię że jest nowy rozdział dodany
    http://one-direction-take-my-home.blogspot.com/

    Niebawem sama przeczytam twoją historię ;)
    Pozdrawiam ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dzięki za informację i zachęcam do czytania tego bloga i jeszcze jednego
      sila-marzen-one-direction-ff.blogspot.com
      Pozdrawiam Karolina

      Usuń